3
Groźby
Biegłam, ani razu nie oglądając się za siebie. Za moimi plecami słychać było odgłosy walki, ale i one powoli cichły. Po jakimś czasie słychać było tylko mój zmęczony oddech. Nie miałam już tej kondycji co dawniej. Powoli opadałam z sił, bolały mnie nogi, dostałam kolki, a w gardle miałam sucho jak w pustej studni.
- Weź to, April. - otworzyłam oczy i spojrzałam na swoją towarzyszkę. W ręku trzymała butelkę z wodą. Ze zwykłą wodą ze sklepu. Mimo to, zaczęłam ją pić łapczywie, jednak pragnienie nadal było. Co prawda nie takie jak wcześniej, ale zawsze.
- Dziękuje. - wyszeptałam i wróciłam do picia. Usłyszałam jak dziewczyna coś kopie, chyba pustą butelkę. Zaciekawiona rozejrzałam się po otoczeniu. Byliśmy na obrzeżach miasta. Niedaleko nas przebiegała droga, którą przyjechałam tu wraz ze znajomymi. Poczułam uścisk w sercu na myśl, że mogło im się coś stać. Tego bym sobie nie wybaczyła.
Ukryłam twarz w dłoniach, czując jak do oczu napływają mi łzy. Ten dzień był naprawdę męczący. Wycieczka po mieście, szukanie Kate, spotkanie Strażników oraz ucieczka. I jeszcze ta informacja od babci.. Dopiero teraz mogłam to przemyśleć na spokojnie. Po raz pierwszy usłyszałam coś o swoich rodzicach. Nie dziwiłam się Camili, że tak zareagowała. Gdyby nie strach o nią ja zapewne też bym się tak zachowała. Przeklinam dzień, w którym Jasmine poznała Waszego ojca. To przez niego. Przez niego jesteście przeklęte! Zabiłabym go, ale ma zbyt wielką władzę!
Co to oznaczało? Po pierwsze dowiedziałam się jak moja własna matka miała na imię.. Jasmine. Musiałam przyznać, że było piękne. Takie.. dostojne. Nagle przypomniałam sobie sytuację, gdy miałam dziesięć lat. Tamtego dnia na historię mieliśmy zrobić drzewo genealogiczne. Z leciutkim uśmiechem podeszłam do babci, licząc na to, że dowiem się coś o swoich rodzicach. Siedziała na swoim bujanym fotelu i przeglądała rodzinny album. Gdy spytałam o rodziców ona... ona zachowała się dziwnie. Wymyśl coś i mi nie przeszkadzaj! krzyknęła, zatrzaskując album. Przed oczami mignęły mi tylko rude włosy i krótka, krwistoczerwona sukienka. I wymyśliłam. Ojca nazwałam Artur. Tak samo nazywał się tata mojej koleżanki, więc postanowiłam nie być gorsza. A matkę nazwałam Rose. Róże były i są moimi ulubionymi kwiatami. Wtedy chciałam, żeby mama była moją ulubioną osobą. Ale to się zmieniło.
- Idą tu. - wzdrygnęłam się, przypominając sobie o obecności ciemnowłosej piękności. Przyjrzałam się jej dokładnie. Miała długie, czarne włosy , brązowe oczy (mimo czasu,który z nią spędziłam nigdy nie umiałam określić czy nie są przypadkiem piwne), bladą cerę i długa, zgrabną szyję . Nagle spojrzała mi prosto w oczy, a ja wzdrygnęłam się, jakby ktoś przylapal mnie na czymś niedozwolonyn.
- Kto tu idzie ? - zreflektowałam się. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Moja podświadomość mówiła mi, że zachowuje się jak pusta lala, ale szybko pozbyłam się tej myśli z głowy.
- Spokojnie, to tylko moi. - wzruszyła ramionami idąc kilka kroków w przód. Poruszała się z niesamowitą gracją, niczym elf z Hobbita czy Władcy Pierścieni . Piekielnie jej tego zazdrościłam. Chociaż tak właściwie.. czego? Nie byłam brzydka. Miałam kilku adoratorów. Może nie wielu, ale w ciągu swojego nastoletniego życia była ich bodajże czwórka. Tylko jednego dopuściłam przez swoją skorupą i szczerze tego załowałam.
Zranił mnie.
- Widziałeś jak go powaliłem, Adam? Nie pochwalisz mnie, szefuńciu? - zaśmiał się czyjś głos. Cztery meskie sylwetki podążały w naszą stronę.
- Stul pysk, Eric!
Zadrżałam. To był ten chłopak z niezwykle pociągającym głosem. Cóż, Jane miała rację mówiąc , że każdy seksowny chłopak jest niegrzeczny. Jednak niektóre dziewczyny pożądały takich chłopaków. Ale nie ja. Uważałam ich za zbyt zapatrzonych w siebie.
Wytężyłam wzrok , starając się przyjrzeć swoim wybawcom. Dwójka była niezwykle umięśniona. Goryle - to pierwsze co przyszło mi na myśl. I szczerze mówiąc niczym się nie różnili. Obaj mieli czarne włosy, bladą cerę i ten sam orli nos. Jedyne czym mogłam ich od siebie odróżnić były tatuaże i pieprzyk pod prawym okiem jednego z nich.
Kolejna dwójka znacznie różniła się od tej pierwszej. Niby obaj mieli szczupłe, jednakże wysportowane ciało, ale byli... inni. Pierwszy był niezwykle wysoki. Na oko mógł sobie liczyć metr dziewięćdziesiąt. W dodatku miał bujne, rude włosy, jednakże w niektórych miejscach miał czarne. Do tego ciemne oczy... Musiałam przyznać, że był przystojny, ale.. nie, nie pociągał mnie.
Drugi natomiast.. Tak, to z pewnością był ten chamski z cudownym głosem. Musiałam przyznać, że Bóg nie pożałował mu urody. Miał czarne włosy, białą niczym kartka papieru karnacje i umięśnione ciało. Okreslalo go tylko jedno słowo - chodzący seks. To dziwne, że o tym pomyślałam. Jednak to była prawda, a ja nie umiałam okłamywać samą siebie.
- Nie uwierzysz Vic! Poskromiliśmy wszystkie co do joty! Najlepiej wyszkolonych. Sami, w czwórkę! - krzyczał rudowlosy, łapiąc dziewczynę w ramiona.
Prychnęłam cicho, a oczy wszystkich skierowały się w moją stronę.
- Chcesz coś powiedzieć, wiedźmo? - warknął jeden z goryli, ten z pieprzykiem pod prawym okiem.
- Cicho siedź, Matt. - skarciła go ciemnowłosa, stając u mojego boku. Od razu poczułam się lepiej.
- Niby czemu?! Nie będę chronił tej wiedźmy! - splunął na chodnik. Na jego twarzy pojawiła się masa zmarszczek.
- Bo...
- Zamknąć się, do cholery! Póki nic nie postanowiłem nie będziecie się wykłócać. Ba, nawet wtedy! Dotarło?! - ryknął ich lider, a wszyscy łącznie ze mną spuścili głowy. Był niczym samiec alfa. Nie dało się mu sprzeciwić.
Westchnęłam cichutko, zastanawiając się , co u mojej siostry. Czy tęskniła ? Ja na pewno. Nie umiałam bez niej żyć. Bez niej życie było stracone.
Nagle Adam ruszył w moją stronę, a ja cofnęłam się o krok. Był przerażający. Na twarzy malowała się wściekłość, dłonie zaciągnął w pięści. Był niebezpieczny, groźny, potworny. Niczym kochanek złapał mnie za podbródek, a jego twarz znalazła się naprzeciwko mojej, niebezpiecznie blisko. Poczułam jego oddech, usta miał lekko otwarte, zaledwie kilka centymetrów od moich.
- Posłuchaj mnie uważnie. Dziś damy ci spokój. Ale jeśli okaże się, że masz cokolwiek wspólnego z demonami..zginiesz. - oznajmił, po czym podsunął się ode mnie. Wytarł ręce o spodnie, a mi zrobiło się smutno. Zachował się, jakbym była czymś paskudnym.. To było przykre, ale prawdziwe.
- Victoria, Eric. Odprowadźcie ją. - rzucił przez ramię, podążając w tylko sobie znanym kierunku.
Witam! Rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Wiktorii oraz tym osobom, które skomentowały poprzedni rozdział. Dałyście mi niezłą motywację.
- Kto tu idzie ? - zreflektowałam się. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Moja podświadomość mówiła mi, że zachowuje się jak pusta lala, ale szybko pozbyłam się tej myśli z głowy.
- Spokojnie, to tylko moi. - wzruszyła ramionami idąc kilka kroków w przód. Poruszała się z niesamowitą gracją, niczym elf z Hobbita czy Władcy Pierścieni . Piekielnie jej tego zazdrościłam. Chociaż tak właściwie.. czego? Nie byłam brzydka. Miałam kilku adoratorów. Może nie wielu, ale w ciągu swojego nastoletniego życia była ich bodajże czwórka. Tylko jednego dopuściłam przez swoją skorupą i szczerze tego załowałam.
Zranił mnie.
- Widziałeś jak go powaliłem, Adam? Nie pochwalisz mnie, szefuńciu? - zaśmiał się czyjś głos. Cztery meskie sylwetki podążały w naszą stronę.
- Stul pysk, Eric!
Zadrżałam. To był ten chłopak z niezwykle pociągającym głosem. Cóż, Jane miała rację mówiąc , że każdy seksowny chłopak jest niegrzeczny. Jednak niektóre dziewczyny pożądały takich chłopaków. Ale nie ja. Uważałam ich za zbyt zapatrzonych w siebie.
Wytężyłam wzrok , starając się przyjrzeć swoim wybawcom. Dwójka była niezwykle umięśniona. Goryle - to pierwsze co przyszło mi na myśl. I szczerze mówiąc niczym się nie różnili. Obaj mieli czarne włosy, bladą cerę i ten sam orli nos. Jedyne czym mogłam ich od siebie odróżnić były tatuaże i pieprzyk pod prawym okiem jednego z nich.
Kolejna dwójka znacznie różniła się od tej pierwszej. Niby obaj mieli szczupłe, jednakże wysportowane ciało, ale byli... inni. Pierwszy był niezwykle wysoki. Na oko mógł sobie liczyć metr dziewięćdziesiąt. W dodatku miał bujne, rude włosy, jednakże w niektórych miejscach miał czarne. Do tego ciemne oczy... Musiałam przyznać, że był przystojny, ale.. nie, nie pociągał mnie.
Drugi natomiast.. Tak, to z pewnością był ten chamski z cudownym głosem. Musiałam przyznać, że Bóg nie pożałował mu urody. Miał czarne włosy, białą niczym kartka papieru karnacje i umięśnione ciało. Okreslalo go tylko jedno słowo - chodzący seks. To dziwne, że o tym pomyślałam. Jednak to była prawda, a ja nie umiałam okłamywać samą siebie.
- Nie uwierzysz Vic! Poskromiliśmy wszystkie co do joty! Najlepiej wyszkolonych. Sami, w czwórkę! - krzyczał rudowlosy, łapiąc dziewczynę w ramiona.
Prychnęłam cicho, a oczy wszystkich skierowały się w moją stronę.
- Chcesz coś powiedzieć, wiedźmo? - warknął jeden z goryli, ten z pieprzykiem pod prawym okiem.
- Cicho siedź, Matt. - skarciła go ciemnowłosa, stając u mojego boku. Od razu poczułam się lepiej.
- Niby czemu?! Nie będę chronił tej wiedźmy! - splunął na chodnik. Na jego twarzy pojawiła się masa zmarszczek.
- Bo...
- Zamknąć się, do cholery! Póki nic nie postanowiłem nie będziecie się wykłócać. Ba, nawet wtedy! Dotarło?! - ryknął ich lider, a wszyscy łącznie ze mną spuścili głowy. Był niczym samiec alfa. Nie dało się mu sprzeciwić.
Westchnęłam cichutko, zastanawiając się , co u mojej siostry. Czy tęskniła ? Ja na pewno. Nie umiałam bez niej żyć. Bez niej życie było stracone.
Nagle Adam ruszył w moją stronę, a ja cofnęłam się o krok. Był przerażający. Na twarzy malowała się wściekłość, dłonie zaciągnął w pięści. Był niebezpieczny, groźny, potworny. Niczym kochanek złapał mnie za podbródek, a jego twarz znalazła się naprzeciwko mojej, niebezpiecznie blisko. Poczułam jego oddech, usta miał lekko otwarte, zaledwie kilka centymetrów od moich.
- Posłuchaj mnie uważnie. Dziś damy ci spokój. Ale jeśli okaże się, że masz cokolwiek wspólnego z demonami..zginiesz. - oznajmił, po czym podsunął się ode mnie. Wytarł ręce o spodnie, a mi zrobiło się smutno. Zachował się, jakbym była czymś paskudnym.. To było przykre, ale prawdziwe.
- Victoria, Eric. Odprowadźcie ją. - rzucił przez ramię, podążając w tylko sobie znanym kierunku.
- Na dzisiaj koniec. Idźcie do cioci Amandy, zaraz kończy zmianę to podwiezie was do domu. - oznajmiłam widząc, jak moje wnuczki przecierają zmęczone oczy. Vanessa pokiwała głową i zeszła z łóżka, włócząc za sobą nogami. Melanie spojrzała na starszą siostrę zagryzając wargę, jednak po chwili ponownie skupiła się na mnie.
- Babciu..
- Tak?
Melanie zaczerpnęła głęboko powietrze i spojrzała mi prosto w oczy.
- Ale jutro dokończysz, prawda? - zapytała się cichutko.
- Oczywiście skarbie. A teraz idź już. Musisz się wyspać, jutro idziesz do szkoły.
Ciemnowłosa wzruszyła ramionami, ale posłusznie ruszyła do drzwi.
- Dobranoc, babuniu. - pożegnała się, zamykając za sobą drzwi.
- Dobranoc pisklaczku.
Miałam ochotę wyć z rozpaczy. Znowu zostałam sama.
Jej krwistoczerwona suknia szeleściła, gdy nerwowo przechadzała się po swojej komnacie. Malutka April leżała w starej kołysce. Płakała. Jej czoło było nienaturalnie gorące. Normalnie by umarła. Z pewnością jej temperatura przekraczała normę. Bała się. To było jej jedyne dziecko.
Jak na razie.
Wiedziała, że musi spełnić oczekiwania mężczyzny. Inaczej nie da jej żyć. Ale czy w ogóle da, jeśli się dowie, że April to córka?
Rozmyślenia przerwało jej pukanie do drzwi, które otworzyły się i weszła przez nie młodziutka służąca. Na oko miała piętnaście lat, ale Jasmine nie była tego pewna. W długiej, jasnopomarańczowej, cieniutkiej sukni to dziewczę nie było do zidentyfikowania.
- Pani. Nadzorca Pasza czeka.
Jasmine miała ochotę płakać. Te służące były takie sztywne, posłuszne. Mówiły tak strasznie lakoniczne.
- Niech wejdzie.
Dziewczyna wyszła, a jej miejsce zajął mężczyzna w średnim wieku. Żwawym, chłopskim krokiem ruszył w moją stronę.
- Pani.. - ukłonił się nisko. Rudowłosa westchnęła cichutko. Odkąd Ares ogłosił ją swoją ukochaną wszyscy się jej podlizywali..
- O co chodzi.. Pawle?
Nigdy zbyt dobrze nie znała się na rosyjskich wersjach imion. To było dziwne i takie.. trudne.
- Niedługo przybędzie najlepszy medyk. Prosi jednak, aby przez list wymienić objawy choroby księcia..
Prychnęłam, a sługa spojrzał na mnie zdziwiony.
- W takim razie powiedz mu, że nie musi się tu fatygować. Chcę, aby moje dziecko wyleczyła pewna kobieta.
Mężczyzna zamarł. Wyjął pióro i pergamin.
- Jej godność?
- Izabella. Mieszka w południowej prowincji..
- Ta dziwaczka?!
Zmroziłam go wzrokiem, więc zamilkł. Już po chwili wyszedł, aby spełnić jej prośbę.
Miała plan. Co prawda był szalony, ale mogło się udać. Jej córeczka mogła zostać stąd zabrana.
A co do rozdziału.. Z końcówki znowu nie jestem zadowolona. Ale kochani czas na ogłoszenie parafialne.
Rozdział będzie się pojawiał co 10 dni, o ile nie więcej. Nie mogę napisać od tak. Końcówkę napisałam mając już lekko przymknięte oczy, choć wiem - jeszcze wcześnie. Ale nie wiem.. Ostatnio jestem strasznie senna. Na WOS-ie o mało nie zasnęłam. Do tego zaczyna boleć mnie gardło.
Jeśli będę chora to obiecuje, że zajmę się blogiem.
Pozdrawiam i całuję ;*
Cudowny rozdział, jak zwykle zresztą <3 Szkoda, że taki krótki, chętnie dowiedziałabym się co dalej dzialo się z April, ale rozumiem, dziewczynki śpiące xD
OdpowiedzUsuńA i zauwazylam, ze w ostatnim fragmencie pisałaś w trzeciej osobie, a niektóre czasowniki masz w pierwszej, więc tylko to jest do poprawy, ale całościowo rozdział jest cudowny i czekam na więcej ^^
Rzeczywiście. Postaram się to poprawić w najbliższym czasie.
UsuńDziękuję za komentarz-motywację.
Oj kochana, uwierz, ja już dawno przeszłam z fazy "prawie" do zasnęłam. I specjalnie z tym nie walczę. Ostatnio przespałam całą religię, a potem jeszcze dwie historie ^^ Szkoła wykańcza. Kto? Kto do cholery się pytam wymyślił godzinę 7?! Przecież to jeszcze środek nocy!!!! Jak dla mnie noc to jeszcze 9, a co dopiero... Agh.
OdpowiedzUsuńWyłapałam parę literówek, ale to pewnie chochlik zmęczonego umysłu. xD Może tylko mi się wydawało, ale mam wrażenie, że ten rozdział był jakiś taki krótki. Ale nie kieruj się tym. Ja zawsze mam takie wrażenie, gdy jakaś historia jest dobra. Nawet, gdyby rozdział miał 20 000 słów to dla mnie byłoby za mało :P
April w tym rozdziale wydała mi się taka jakaś nieporadna - oczywiście ta młodsza wersja ^^
W ogóle Viktoria od razu skojarzyła mi się z Izzy z Darów Anioła. Też umie walczyć, też czegoś broni i jest piekielnie ładna. Analogicznie, super przystojniak i jego kumpla też porównałam do Jace'a i Aleca. Ale nie przejmuj się. Mam ostatni takiego fioła, że wszystkich porównuję do moich kochanych bohaterów :))
No i teraz już wiemy być możne jakim cudem April została odratowana. Pomogła jej w tym zapewne enigmatyczna Izabella. :> Już lubię dziewczynę, chociażby za jej piękne imię.
Nie wiem co tu jeszcze napisać... Ach, tak. Przez ciebie zaczęłam do mojego psa mówić pisklaczku! (z czego nie jest zadowolony) :">
Czekam na następny. Życzę ci tsunami weny, no i kawy, obyś nie zasnęła nad następnym rozdziałem ^^
Pozdrawiam, Alessa :*
Jupijupijaj! Mam banana na twarzy widząc twój komentarz.
UsuńWłaśnie, kto wymyślił 7 rano?! Nie chce mi się wstawać, a lekcje najwcześniej kończę o 15:35 . No gdzie ta sprawiedliwość?
Co do rozdziału. Tak, jest krotki. Nie miałam siły na więcej, a bardzo chciałam dodać. Szczerze mówiąc wygląd rozdziału popsuł fakt, że pisałam go na telefonie bo popsuł mi się komputer :/
Pozdrów swojego psa. ❤ powiedz ,,Pisklaczku, kluseczka cię pozdrawia " :D
Pozdrawiam,
Twoja Klusko-pisklak ❤
Robię ci spam pod postem, ale mam nadzieję, że mi przebaczysz tę hańbę :P
UsuńPsujące się kompy, co za zmora. Ja ostatnio, gdy mi umarł (usunęły się rozdziały), miałam ochotę wyrzucić badziew przez okno :/
Pisklaczek również pozdrawia (przynajmniej tak sądzę). Zamerdał ogonkiem!! ❤
Na początku chcę przeprosic, że komentarz pojawia się tak późno, ale nie miałam dostępu do laptopa. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału...
Po prostu miazga.. dziewczyno kocham Cię !
Szkoda, ze rozdział taki krótki, bo ciekawią mnie dlasze losy April.
No cóż, zycze weny i czekam na nastepny :)
Pozdrawiam xx