środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 05

No hej pisklaki! Przybywam z kolejnym rozdziałem i mam nadzieję, że wam się spodoba bo jak nie.. Bo jak nie , to poszczuję Jasmine. O!
Ale na serio, to wyrazajcie swoją opinię.
Rozdział dedykuję wszystkim Aleksandrom (hehe, sobie też :D ).



05
Jedna czwarta prawdy - to już coś.


Rutyna.
To jedyna rzecz, która mogła określić moje życie w ciągu pierwszego tygodnia od tamtych zdarzeń. Codziennie szłam do szkoły, a potem na komendę, aby składać te same zeznania. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że moja własna siostra nie za rzadne skarby nie chciała się do mnie odzywać. Myślałam , że to koniec naszych dobrych relacji. Ale z biegiem czasu przekonałam się, że to była cisza przed burzą.
       Deszcz padał, wystukiwał swoją pieśń o wszystko, w co uderzał. O okno, dach, parapet, ziemie.. Wystukiwał swą pieśń, która dla mnie była żałobna..  Cicho niczym drapieżnik na polowaniu wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Byłam głodna. Piekielnie głodna. Dlatego w kilku skokach pokonałam schody i resztę odległości dzielących mnie od kuchni. Lodówka.. moja kochana, pełna jedzenia lodówka. Jeszcze dwa kroczki.
Bum!
- Jasna cholera! Kto nałożył to COŚ! - wrzasnęłam mocno wkurzona, gdy odbilam się od lodówki, niczym piłka od ściany.
- Ja. Poczekaj na obiad. - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam babcie Izabelle.
Już miałam powiedzieć, że kiszki grają mi marsza, lecz mnie wyprzedziła.
- Było się nie obrażać tylko zejść i zjeść śniadanie. I  uprzedzając twoje kolejne pytanie. Obiad będzie jak wrócę z zakupów. Lodówka jest prawie pusta, nie licząc waszych słodyczy. Żegnam.
Zawiedziona słowami babki ruszyłam do salononu. Był to mały salonik, taki słodziutki i milutki jak to zwykle starsze panie mają. Pastelowo-różowe ściany, czarny plazmowy telewizor, który może i był duży, ale w przeciwieństwie do tych najnowszych wydawał się karłem. Do tego jeszcze kanapa i dwa fotele, na które były narzucone białe, puszyste narzuty. Iście babcinego wyglądu dodawał kominek niczym z bajek Disneya, w którym wesoło palił się ogień. Tak, bardzo przytulnie.
Usiadłam na jednym z foteli i spojrzałam bez celu przed siebie. Mój wzrok spoczął na rodzinnym albumie babci. Poczułam jak na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Czas złamać parę zakazów, pomyślałam.
Niepewnie wzięłam w ręce album i usiadłam z powrotem. Pierwsze strony przedstawiały babcię, gdy była mała. Kolejne ją wraz z przyjaciółkami , widać było, że jest zmęczona. Zmęczona, ale piękna. Na innej stronie była wraz z moim dziadkiem. Cudownie razem wyglądali.. Zresztą każda fotografia była śliczna.
    Jednak od pewnej strony wszystko było inne. Zdjęcia przepełniała aura tajemniczości. Coś zupełnie innego, różniące się czymś, czego nie dało się opisać. Zaczęło się od fotografii małej rudowłosej dziewczynki, która uśmiechała się sprytnie do obiektywu aparatu. W jej oczach czaiły się  iskierki wyższość, było widać, że z nią nie warto zadzierać. Wraz z kolejnymi stronicami można było oglądać, jak dziewczyna dorastała, z każdą fotografią stawała się coraz piękniejsza. Iście chodzący seksapil.
       Westchnęłam, gdy album się skończył. Został zakończony najpiękniejszym zdjęciem, jakim kiedykolwiek widziałam. Była na nim ta sama dziewczyna, w zasadzie już dorosła kobieta. Siedziała na czymś, co przypominało tron. Była powalająco piękna, a jej dostojna pozycja sprawiała, że miałam do niej respekt.
     Nagle zdjęcie wypadło mi z rąk, fotografią do ziemi. Zauważyłam czyjeś pismo, więc z ciekawością wzięłam do ręki pamiątkę. I zamarłam.
- Ja, Jasmine, królowa Miasta Ognia, przysyłam ci pozdrowienia. Niech zło nigdy nie zapanuje w waszym domu. - przeczytałam cicho. Niechętnie włożyłam zdjęcie do albumu, który z kolei odstawiłam na miejsce. Słysząc odgłos otwierającego zamka, szybko pobiegłam na górę i zamknęłam się w swoim pokoju.
     Jasmine, moja matka, była jakąś tam królową. Może i mogły być to bzdury, ale żyła. Tego byłam pewna. Zdjęcie nie mogło być zrobione wcześniej niż przed dwoma laty. Dokładnie rozpoznawałam zdjęcia zrobione najnowszym typem aparatu. W tym momencie w moim sercu zapłonął ogień nienawiści. Ogień nienawiści do mojej matki. Miałam jej dość.
     Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do okna. Niechętnie podniosłam wzrok i nie wiedziałam co robić . Na dachu ganku stała drużyna Strażników, których miałam ostatnio okazję poznać. I byłam pewna, że ich wizyta nie oznacza nic dobrego.
I miałam rację. Był to początek chaosu.

2 komentarze:

  1. Wiesz, że płaczę? Nie zalewam. Jest prawie północ, jestem zmęczona, a ty mi jeszcze dowalasz taki krótki i mega tajemniczy rozdział, że normalnie… Ehh, szkoda gadać. :<
    Mam tyle pytań. Co to Miasto Ognia? Co działo się tak naprawdę z Jasmine, gdy Izabella zabrała od niej April? Czemu w sumie jej siostra jest na nią taka wściekła? Czy się pogodzą? Jak będzie wyglądał ten chaos? Co z tymi cholernymi strażnikami? W sumie, mogłabym tak wymieniać całą noc i zacząć miedzy wierszami snuć teorie spiskowe, także lepiej zamknę się teraz i po prostu będę grzecznie czekała na następny rozdział ^^
    [dostajesz ode mnie iLanie za to, że ten rozdział nie był dłuższy tylko krótszy od poprzedniego >.<]
    Wyłapałam jeden błąd:
    „moja własna siostra nie za rzadne skarby nie chciała się do mnie odzywać” – po pierwsze „żadne”, a po drugie coś mi w tym zdaniu nie gra. Jakiś taki dziwny szyk
    No to czekamy. Ugh.
    Pozdrawiam i życzę weny, zaspana Alessa :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu tak krótko? ;-; Jestem zła, bo rozdział był dobry, ale zamiast rozwiać jakieś wątpliwości, to nasunal mi tylko jeszcze więcej pytań... Co to za Miasto Ognia? Brzmi niezwykle ciekawie i tajemniczo. No a końcówka rozdziału..? Co się stało? Ja chcę wiedzieć i to już!! Nie żebym cię poganiala, ale naprawdę chcę już kolejny rozdział :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń